a do tego naprawdę Ktoś nad nami czuwa :P
w środę musieliśmy pojechać z Dawidem do szpitala...i wszystko było by w porządku gdyby nie fakt że, nie jeździliśmy z Dawidem nigdzie od dawna...ba...nawet nie wychodziliśmy z nim na dwór
(albo na pole, jak kto woli :P)
-odkąd zaczął gorzej oddychać, a my podejrzewaliśmy, że płucka Dawidzia mogą się mieć gorzej,
-odkąd zrobiło się zimno a Dawid non-stop był zakatarzony, baliśmy się, ze się rozchoruję a Fazolek nasz wiadomo ma słabszą odporność, niż zdrowe dzieci,
-odkąd Dawid zaczął potrzebować tlenu..a my przecież nie mamy przenośnego koncentratora tlenu...
i
-odkąd nie za bardzo mieliśmy go w czym przewozić, bo przecież w gondoli już się nie mieści, więc zakupiliśmy fotelik rozkładany do pozycji półleżącej i jeszcze go nie przetestowaliśmy w trasie
no i w końcu po prawie dwóch miesiącach nie wychodzenia z Dawidem na dwór, a nie wspominając już podróży samochodem...stanęliśmy przed koniecznością przetransportowania Dawidka do szpitala.....
- to jak jedziemy? karetką czy sami?? damy radę sami? a może jednak karetka-będzie bezpieczniej...ale ile zamieszania,...no to co w końcu robimy?? - tysiące pytań w głowie....i w głowie mętlik...
niby taka prozaiczna sprawa, a jednak nie....
jedziemy jednak sami!! damy radę!
wcześniej "przetestowaliśmy" czy w zamian tlenu damy radę w razie konieczności dotlenić Dawida ambu..i tak! na szczęście damy radę..więc mamy koło ratunkowe w razie czego...
jak zawsze: pakowanie, stres, czy wszystko mamy, ssak, cewniki, sól fizjologiczną, respirator, ambu itd..
nowy fotelik? czy Dawid w nim da radę dłużej wysiedzieć .... a co jeśli Dawid nie da rady bez tlenu??Da radę ...no i dał...
Wyruszamy!
Dawid jakoś "zapakowany", podłączony do respi...nawet się uśmiecha do swoich małpek, które tatuś posadził, tak by towarzyszyły Dawidkowi w podróży....
ruszamy...jest ok...saturacja wysoka 97...a ja jednak widzę, że zaczyna się Dawid robić słabszy , jakiś blady,siny....
czuję coraz większy stres..i chce jak najszybciej być w szpitalu...
"pik pik pik" -saturacja spada 78 76 75 ...
- spada, spada saturacja -zestresowana mamroczę pod nosem
- śpiewaj mu, mów do niego, zagaduj go,by nie skupiał się na "nie oddychaniu" - mówi Damian-
zestresowana śpiewam..zagaduję Dawida...saturacja idzie w góre....utrzymuje się powyżej 80...
-ufff jest w miarę ok...szału nie ma ale powyżej 80 to lepiej niż poniżej
jakoś dojedziemy...
o jak już blisko....już tylko skręcić w prawo , znowu w prawo i już jesteśmy pod szpitalem....damy radę..
i w tym momencie auto się psuje..nie odpala..tak po prostu....
w głowie szybki plan...myślę: szybko dobiegniemy z Dawidem...został nam może jakiś metr, może dwa do szpitala...pobiegniemy z nim i całym jego sprzętem.
auto zapala jakimś cudem...jedzie wolniej niż najleniwszy żółw ale jedzie...i tuż pod samą bramką od parkingu ze szpitala znów odmawia posłuszeństwa....
teraz to już nie ma na co czekać...Dawid robi się coraz to bledszy, saturacja znów w okolicy 70....szybko biegniemy ...tatuś bierze Dawida na ręce z jego respiratorem, ja mnóstwo toreb i ssaka i biegniemy...w połowie drogi rzucam wszystko na ziemie i szybko odsysam Dawida i biegniemy dalej....
i jesteśmy....przybiegliśmy z Dawidem na Oiom, szybkie przyjęcie i Dawidek bezpieczny...
i tak sobie myślę, że my to zawsze musimy mieć jakieś samochodowe przygody z Dawidkiem...on nie pozwala nam się nudzić..ale zawsze jakoś cali z tego wychodzimy...co by to było gdyby samochód zepsuł się wcześniej...w połowie drogi..
wiem też, że już więcej nie piszę się na takie przygody..teraz to już tylko albo karetka albo nasz nowy przenośny koncentrator tlenu, którego kupno jest już coraz bardziej w zasięgu ręki:-) a tym samym będziemy mogli z Dawidkiem o wiele więcej ...odrobina normalności.
Jestem SuperBohater i zawsze daję radę!:) |
W szpitalu jak to w szpitalu..smutno...kilka godzin odwiedzin, a potem trzeba zostawić Dawidka z nieznanymi ciociami...i ciągłe zamartwianie się czy jest mu teraz dobrze, czy może akurat płacze, a nikt go nie słyszy, nie zajmie się nim, nie potrzyma za rączkę...
Na szczęście były to tylko dwa dni, dwie noce...przeżyjemy to jakoś.
Dawidek zrobił się w tym szpitalu jakiś apatyczny, nawet rączką ruszać nie chciał...oczywiście jak zawsze strzelił też focha.obraził się, że go zostawiliśmy...
Jest jeszcze za malutki, by to zrozumieć, że czasem tak trzeba go zostawić w tym szpitalu, dla jego dobra..
Nic więcej, żadnych szczegółów...
Jeśli ok, to skąd te spadki saturacji, dlaczego tlen jest potrzebny.... coś mi moja matczyna intuicja podpowiada, że w płuckach Dawidka jakiś zmiany zaszły...ale jeśli jest ok, to tego się trzymamy.
Tak po prostu musimy żyć...z tymi spadkami,tlenem itd....
Jest ok.
Wreszcie wracam do domciu :).oby bez żadnych "przygód" |